sobota, 8 września 2012

Poczta przyszła!

Generalnie staram się nie zaglądać do skrzynki pocztowej, boję się, że będzie tam rachunek z elektrowni (i dwa razy do roku rzeczywiście jest, a fala gorąca zalewa mi szyję i dekolt), albo kolejny liścik od sąsiadki z dołu, która narzeka, że sprzątamy w nocy (co w praktyce oznacza, że po 22 zdarza nam się siadać na krzesłach i wstawać z nich, a wtedy krzesła się ruszają i robią STUK!). W ostatnich tygodniach skrzynka zawierała same miłe rzeczy, między innymi tę ulotkę:




Bardzo interesujący obraz lwiej rodziny spoczywa w masowej wyobraźni: opiekuńczy ojciec Lwie Serce, tuląca się do niego partnerka i potomek, otoczony opiekuńczymi łapami. Z filmów przyrodniczych pamiętam, że w rzeczywistości wygląda to nieco inaczej.

Ale żarty i wiedza na bok. Skrzynka zawierała też zin "Dziewczynka, którą bolała głowa" Mei. Polowałam na niego od roku po wszelkich festiwalach, najwłaściwszym rozwiązaniem okazało się zamówienie go pocztą. Koperta zawierała mnóstwo uroczych bonusów, rysunki, ręcznie wykonane naklejki etc. Jestem naprawdę zachwycona tytułową historią, śmiałam się na głos, co w piątek wieczorem, po całym tygodniu ofiarnej opieki nad niemowlęciem, jest czymś wyjątkowym (Daniel dopieszczał mój komiks i szykował się do wystawy, więc otrzymał oficjalną dyspensę na ojcostwo - z pominięciem nocnej zmiany pieluchy. Z tego się nie można wywinąć!). I moja ulubiona opowieść o gimnastyce korekcyjnej - jednym słowem, same cuda. Zina możecie pozyskać zaglądając na bloga Mei "Dziwność jest wskazana".





Nieco wcześniej w osadach skrzynki znalazła się przesyłka od Macieja "Jasnowłosego Mężczyzny" Pałki, a w niej "Spacer z Czechowiczem", graficzna ilustracja poematu, a jednocześnie spacerownik autorstwa ww. elefant terrible polskiego komiksu i Karola Konwerskiego.


W Lublinie byłam tylko raz, w okropny mróz i bez czapki, pamiętam, że z moim ówczesnym chłopakiem (co za okropne słowo) spędziliśmy większość z tych trzech dni wchodząc do rozmaitych sklepów, żeby się ogrzać. Młodość, głupiość. Następnym razem pojadę już pewnie z Danielem i Gretą, wtedy nie omieszkamy się przejść po mieście z dziełem Czechowicza i obu panów.


Jednak clou koperty od Pałki był mój komiks, zrobiony w kwietniu zeszłego roku dla Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Muzea archeologiczne to zdecydowanie moja działka, pracuję dla nich na etat, na zlecenie, o dzieło, w godzinach i po godzinach! Więcej muzeów! Z tego co wiem, w Gdańsku też jest jedno i nic dla niego nie robiłam. Ale wracając do tematu, historia tego zlecenia jest dość dziwna, bo o ile współpraca przebiegała bezproblemowo, mój scenariusz, szkice i wreszcie wersja finałowa zostały bez większych poprawek zaakceptowane, a płatność nastąpiła z godną podziwu prędkością, to do tej pory nie doczekałam się od muzeum obiecanego w wielu wielu wielu mailach egzemplarza autorskiego. Mam go tylko dzięki uprzejmości Macieja, który dostał historię o koziołku podróżującym przez pradzieje w paczce dla swojej pracowni komiksowej wraz z o wiele bardziej prominentną publikacją z tej transzy, "Tu powstała Polska". Sporym ciosem jest też to, że w żadnym punkcie książeczki nie pojawia się moje nazwisko jako autorki scenariusza i ilustracji (czyli komiksu). Wprawdzie sprzedałam prawa autorskie w ramach umowy, ale doprawdy. Tak się nie robi, drogie muzeum.





W każdym razie uważam, że wykonałam dobrą robotę (cóż mi pozostaje, inni nie chwalą, pochwalę się sama). 

Last but not least dzisiejszego posta: zaproszenie na wystawę, w której bierze udział Daniel i 48 kafelków przedstawiających legendarną Sekwencję zegarową z legendarnego Zapętlenia.


Tutaj przeczytacie wszystko, co trzeba. A ja tymczasem idę się zająć czymś pożytecznym. Uwielbiam zapach świeżo wypranych pieluszek w chłodnym, jesiennym wietrze!

2 komentarze:

  1. No nie powiem... Gdybym ja takie rzeczy w skrzynce znajdował. Bardzo przyjemnie się czyta twoje posty. Gratuluje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Takie żniwa w skrzynce to wyjątek, godny osobnego posta, tego posta. Zazwyczaj przewaga należy zdecydowanie do ulotek.

    OdpowiedzUsuń