Słuchaj człowieku, to dziwna historia, może wyda ci się mało wiarygodna...
Otóż znudziły mi się festiwale komiksowe. W piątek po południu z przerażeniem zarejestrowałam, że nie mam ochoty iść na mecz koszykówki, bo wolę moczyć stopy w misce zimnej wody, a potem dreptać z psem wokół bloku. W sobotę obudziłam się dość podekscytowana szczytowym dniem festiwalu, ale już po śniadaniu było dla mnie jasne, że wolę jednak malować kolejną planszę albumu i jeść młode ziemniaki, niż jechać AŻ TRZY przystanki do Pałacu. Ostatecznie tylko fakt, że przebiegle zgłosiłam Daniela do uczestnictwa w bitwie komiksowej zmusił mnie do pomalowania paznokci na gustowną żółć, kolor zazdrości, którą odczuwam wobec każdego, kto nie waży 80 kg i może pić piwo, i wyekspediowania swojego ciała do Salonu Gier na afterparty. Czyli po prostu na party, jak dla mnie.
Przybycie do ww. lokalu było o tyle korzystne, że Daniel przebudził się niczym Akira i zwyciężył w całej rysowniczej potyczce, chociaż muszę przyznać: nie spodziewałam się, że po traumie związanej z myciem cygana uda mu się powrócić do formy. ("Moja najbardziej spektakularna porażka w bitwach komiksowych dziś w
Białej Kartce. Usłyszawszy temat "Mycie Cygana" zobaczyłem przed oczami
białego faceta stojącego pod prysznicem i patrzącego na swojego penisa,
który zakończony jest twarzą śniadoskórego mężczyzny w średnim wieku z
dużym czarnym wąsem. Patrzy na swojego właściciela i mówi: Ukradłem
kolejne dziewictwo. Zacząłem rysować twarz właściciela, po czym z całą
siłą uderzyło mnie wielkie WTF i stałem do końca bitwy patrząc w białą
kartkę". D.CH. 27.01.1012). Tak czy inaczej, mamy pierwszy w życiu tablet. Bardzo się cieszę, chociaż nie potrafię go używać (brak koordynacji oko-ręka-ekran i umiejętności korzystania z photoshopa), ale lubię podchodzić do niego i patrzeć w matową, chłodną powierzchnię, wyobrażając sobie, że na macierzyńskim będę miała czas i ochotę na tworzenie na nim małych uroczych impresji komiksowych. Co do samych bitew uważam, że bardzo dobrą decyzją było ograniczenie ilości uczestników do ośmiu, dzięki czemu całość nie trwała w nieskończoność. Oraz porządne tematy. Oraz tablety i dynamiczne pokazywanie powstających rysunków na ścianie. Oraz, przede wszystkim, raperzy, dzięki którym całość była naprawdę znośna/inna nawet dla osób, które bitwy oglądały po raz setny. Brawo, Mariuszu Ciechoński (i pozostali). Przy okazji, wraz z nagrodami na naszą półkę trafił znowu komiks "Trzy palce", którego nie cierpię, a który powraca jak czerwony plecaczek w japońskiej wersji "Dark Water". Jeżeli ktoś chce go kupić za niezwykle rozsądną cenę, proszę o kontakt na maila.
Na tym wieczór praktycznie się skończył - udało nam się jeszcze nieco pokręcić przed lokalem, gdzie można było swobodnie pospacerować między grupkami komiksiarzy i wymienić tradycyjne "Co tam?", to znaczy do momentu, kiedy nadjechał radiowóz i przemówił ludzkim głosem, każąc wejść wszystkim do środka pod groźbą "wyjątkowo starannego wyciągnięcia konsekwencji" (cytat). Nie wiem, co jest z tym cholernym miastem. Rozumiem, że obowiązuje zakaz picia w miejscach publicznych, ale przecież nie chodziło o meneli na placu zabaw ani licealistów w parku, tylko o dorosłych ludzi stojących ze szklankami przed lokalem, w którym kupili piwo, palących papierosy (w związku z zakazem palenia w środku, nieprawdaż). To prawie jak ostatni chwilowo w mojej karierze mandat za publiczne spożywanie alkoholu. Było to o trzeciej w nocy, w parku na górce, w krzakach, więc wielkie zgorszenie wszelkie stworzenie. Dobrze, że za miesiąc zacznie się Euro i w samym centrum miasta będzie można chlać w strefie kibica, a potem zataczać się i wymiotować w bramach w duchu miłości do sportu.
Potem w Salonie Gier zrobiło się dla mnie za duszno i za tłoczno, dlatego o 23.30 udaliśmy się do domu, Daniel, ja i Greta-in-making. Przy okazji, co z wami, ludzie? Czy naprawdę tylko dlatego, że jestem w ciąży można macać mnie po brzuchu na dzień dobry, zza pleców i w każdej możliwej konfiguracji? Dla mnie większość kontaktów fizycznych ma charakter intymny (przypominam o rozróżnieniu intymny-seksualny) i dotykanie mnie w tej specyficznej sytuacji gestem, który właściwie kojarzę tylko z Danielem, jest dość paskudne. Opamiętajcie się!
To już niedziela, zdjęcie zrobione z zasadzki podczas naszego dziesięciominutowego pobytu na giełdzie. Na szczęście dostaliśmy wejściówki przed Pałacem od uprzejmej nieznajomej, dzięki czemu odkrycie, że wolę pić kawę na tarasie Kulturalnej i wdychać zapach śmieci z kontenera, nie przyprawiło mnie o finansowy ścisk serca. Kupiliśmy wreszcie "Parentezę", poza tym "Prosiacka", Sieńczyka nigdzie nie było, bo po co, toteż musiałam obejść się smakiem. Po raz kolejny nie udało mi się zdobyć "Dziewczynki, którą bolała głowa" Mei, spodziewałam się jej na stoisku Centrali, a podobno była obok, u ATY. Trudno, najwyraźniej ja i ten zin nie jesteśmy sobie przeznaczeni. Mam za to publikację leworęczną Szymona Kaźmierczaka i uważam, że połączenie rysunków oraz wyjątkowo starannej edycji (cięty-gięty karton, zielona wstążeczka, wymoczone akwarelowe strony) jest bardzo ujmujące. Nie mogę jednak udawać, że nie przeszkadzały mi błędy ortograficzne i brak polskich fontów, zamiast których wystąpiły prostokąty.
I tu przenoszę się ku mojej nieoczekiwanie ulubionej pozycji na liście pozyskanych fantów, czyli katalogowi festiwalu, którego skany pozwolę sobie przedstawić.
Jak widać, Komiksowa Warszawa stoi przede wszystkim światowym formatem...
... sprawdzonymi zdaniami i zwrotami, które, niczym homerycka fraza, powtarzają się regularnie, czasem blisko siebie, czasem dalej, wprowadzając czytelnika w świat już mu znany i stanowiąc cenne punkty orientacyjne w zawiłościach narracji...
... oraz wiecznie młodymi twórcami (Mateusz Skutnik nie miał tyle szczęścia, zestarzał się najwyraźniej przedwcześnie i pozostaje mu tylko bycie z Gdańska). Pamiętajcie, robiąc komiksy jesteście wiecznie młodzi, nie mylić z niedojrzali!
Niestety, tu tekst się kończy i nie miałam już okazji dowiedzieć się, na jakiego rodzaju nurtujące mnie pytania mogą odpowiedzieć wydawcy komiksowi. A szkoda.
Podsumowując katalog KW, jestem zafascynowana szkolnym stylem, w jakim został napisany, dużą ilością pustych zdań-wytrychów ("bardzo ciekawy program, który powinien zainteresować każdego"), ekstrawagancką interpunkcją i wyraźną niechęcią do chociażby jednokrotnego uważnego przestudiowania treści pod kątem powtórzeń, literówek etc. Wiem także, że po napisaniu tego jestem spalona bardziej niż kiedykolwiek niektórymi oczami/w niektórych oczach za oczernianie PSK, ale to też mnie nie interesuje. Generalnie ten weekend i mój obecny stosunek do towarzyskiej strony festiwali komiksowych mogę podsumować tak:
"Jeżeli nie wrócę, od czasu do czasu zjawię się między wami (...), czasami mnie ktoś wskrzesi, opowiadając o tym, co opowiadałem i zarysuję się przed wami jak żywy (...). Panowie! W tej chwili posłyszałem jakby stuk młotków na statku, którym odpłynę. Już tam kończą ostatnie przygotowania. Bądźcie zdrowi, przyjaciele!" (Jerzy Szaniawski, Pożegnanie profesora Tutki).
P.S.1: Jeżeli ktoś może mi wyjaśnić o co chodzi w tym plakacie, będę wdzięczna. Od wczoraj nie wymyśliłam żadnego sensownego wytłumaczenia dla odwrotnego szyku wyrazów.
P.S.2 Największym plusem całego KW było tajemnicze spotkanie na szczycie w innym-kącie-tarasu-Kulturalnej, które przypieczętowało ostatecznie to i tamto dla tych i niektórych, ale o tym w osobnym poście wkrótce. To tak, żeby zakończyć jednak trochę weselej. Ha ha.
no i aż mi się głupio zrobiło że Cię chciałem dotknąć w brzuch :>
OdpowiedzUsuńhej, to ja sobie pozwolę tylko wtrącić, że Szymon - w całej swojej złośliwości - celowo pognębił czytelników tymi językowo-literniczymi "smaczkami". Mi się to też chwilami wydawało okrutne, ale starałam się nie dać nic po sobie poznać, bo - znając jego - jeszcze bardziej by się cieszył:)
OdpowiedzUsuńHa, brałam pod uwagę, że to stylizacja, ale ostatecznie uznałam, że nikt nie może być aż tak zdegenerowany! I dałam się złapać.
OdpowiedzUsuńTo właśnie Szymon jakiego znam, okrutny i zdegenerowany ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że moja "subtelna" reklama zinka na afterparty zadziałała :D
OdpowiedzUsuńPomaszerowałam na stoisko jak zombie po mózg!
OdpowiedzUsuńMagda, nie chisteryzuj!!! ;)
OdpowiedzUsuńNie masz litości Szymon! Moje oczy Ci tego nie wybaczą!
OdpowiedzUsuń