Witam, mnie wchłonęło "Millennium" S.Larssona, jestem w ostatniej części. Nie wiedziałam, że książka może tak wessać ;) Zaglądam regularnie na Pani bloga, chyba od kilku miesięcy, też mnie wchłonął w pewnym sensie (lubię to słowo).
Penguin Classics do wszystkich swoich klasyków (które przecież są za darmo w internecie) dołącza jako wartość dodaną 'wstępy' pisane przez ekspertów. I ci eksperci zawsze uważają za stosowne streścić całą książkę w tym wstępie. Już się nauczyłam, że to nie są wstępy tylko posłowie.
Hm, Penguiny mam w papierowych wersjach, tych bladożółtych i chyba tam nie wszędzie są te dodatki. Ale generalnie lata doświadczenia uczą, żeby zaczynać tam, gdzie jest pierwsza strona i nie patrzeć na nic wcześniej, później ani na skrzydełka. Wybitnym okazem jest "Mapa i terytorium" z WABu. 3/4 książki na tylnej okładce.
Ja mam na myśli te: http://en.wikipedia.org/wiki/Penguin_Classics Ja w ogóle staram się jak najmniej wiedzieć o książce zanim zacznę czytać, co czasem skutkuje naprawdę dużym zaskoczeniem. Na przykład kiedyś, nie wiadomo dlaczego, uroiłam sobie, że Hotel New Hampshire Irvinga to jest coś w stylu Ostatniego Tanga w Paryżu (tylko że w New Hampshire). Otóż nie. Ani trochę.
Hotel New Hampshire jest moim wiecznym pdfem "do przeczytania". Pamiętam, że zaczynał się chyba rozmową ojca z dziećmi cośtamomłodości, a potem zawsze zajmowałam się czymś innym. Ale przeczytam to kiedyś, słowo daję. A z "Tanga..." wiem tylko, że masło.
Przeczytałam sobie kiedyś w internecie taki wywiad (nie wiem jak to się stało, że zaczęłam go czytać): http://bookznami.pl/600-recenzji-nadchodzi-wiecej/
I w tym wywiadzie pan, prezentujący postawę ciała zamkniętą, tako rzecze:
"Podziwiam zapał, z jakim czytelniczki – bo głównie kobiety prowadzą takie blogi – piszą o książkach, które dotarły do ich serc. To głównie emocjonalne omówienia, nacechowane mocno subiektywnym poglądem. Czyta się to lekko i przyjemnie, ale zastanawiam się, czy w większości przypadków takie wpisy niosą jakiekolwiek inne znaczenie niż np. gwiazdki klikane przez czytelników na stronach księgarń."
Bardzo chciałam zobaczyć jak wyglądają notki nacechowane dla odmiany mocno obiektywnym poglądem i niosące inne znaczenie. Weszłam więc na blog tego pana. Okazało się, że pan pisze streszczenia wszystkich książek, które przeczytał, dla niepoznaki nazywa to "omówieniami".
Z wywiadu Pana rzeczywiście promieniuje aura lekkiego smutku z powodu bycia niewystarczająco dogłaskanym przez czytelników internetu. No i oczywiście, głupie, emocjonalne blogi o książkach prowadzą głównie kobiety, taaak. Ciekawe czemu mnie nie dziwi taka opinia. A mądre i erudycyjne - mężczyźni. Inaczej się nie da.
Witam, mnie wchłonęło "Millennium" S.Larssona, jestem w ostatniej części. Nie wiedziałam, że książka może tak wessać ;)
OdpowiedzUsuńZaglądam regularnie na Pani bloga, chyba od kilku miesięcy, też mnie wchłonął w pewnym sensie (lubię to słowo).
Cieszę się i polecam słowo "jamochłon". Zawsze mi się podobało jako potencjalny przydomek, np. Olga Wróbel, jamochłon kultury.
UsuńPenguin Classics do wszystkich swoich klasyków (które przecież są za darmo w internecie) dołącza jako wartość dodaną 'wstępy' pisane przez ekspertów. I ci eksperci zawsze uważają za stosowne streścić całą książkę w tym wstępie. Już się nauczyłam, że to nie są wstępy tylko posłowie.
OdpowiedzUsuńHm, Penguiny mam w papierowych wersjach, tych bladożółtych i chyba tam nie wszędzie są te dodatki. Ale generalnie lata doświadczenia uczą, żeby zaczynać tam, gdzie jest pierwsza strona i nie patrzeć na nic wcześniej, później ani na skrzydełka. Wybitnym okazem jest "Mapa i terytorium" z WABu. 3/4 książki na tylnej okładce.
UsuńJa mam na myśli te: http://en.wikipedia.org/wiki/Penguin_Classics
UsuńJa w ogóle staram się jak najmniej wiedzieć o książce zanim zacznę czytać, co czasem skutkuje naprawdę dużym zaskoczeniem. Na przykład kiedyś, nie wiadomo dlaczego, uroiłam sobie, że Hotel New Hampshire Irvinga to jest coś w stylu Ostatniego Tanga w Paryżu (tylko że w New Hampshire). Otóż nie. Ani trochę.
Hotel New Hampshire jest moim wiecznym pdfem "do przeczytania". Pamiętam, że zaczynał się chyba rozmową ojca z dziećmi cośtamomłodości, a potem zawsze zajmowałam się czymś innym. Ale przeczytam to kiedyś, słowo daję.
UsuńA z "Tanga..." wiem tylko, że masło.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam sobie kiedyś w internecie taki wywiad (nie wiem jak to się stało, że zaczęłam go czytać): http://bookznami.pl/600-recenzji-nadchodzi-wiecej/
OdpowiedzUsuńI w tym wywiadzie pan, prezentujący postawę ciała zamkniętą, tako rzecze:
"Podziwiam zapał, z jakim czytelniczki – bo głównie kobiety prowadzą takie blogi – piszą o książkach, które dotarły do ich serc. To głównie emocjonalne omówienia, nacechowane mocno subiektywnym poglądem. Czyta się to lekko i przyjemnie, ale zastanawiam się, czy w większości przypadków takie wpisy niosą jakiekolwiek inne znaczenie niż np. gwiazdki klikane przez czytelników na stronach księgarń."
Bardzo chciałam zobaczyć jak wyglądają notki nacechowane dla odmiany mocno obiektywnym poglądem i niosące inne znaczenie. Weszłam więc na blog tego pana. Okazało się, że pan pisze streszczenia wszystkich książek, które przeczytał, dla niepoznaki nazywa to "omówieniami".
Z wywiadu Pana rzeczywiście promieniuje aura lekkiego smutku z powodu bycia niewystarczająco dogłaskanym przez czytelników internetu. No i oczywiście, głupie, emocjonalne blogi o książkach prowadzą głównie kobiety, taaak. Ciekawe czemu mnie nie dziwi taka opinia. A mądre i erudycyjne - mężczyźni. Inaczej się nie da.
Usuń