Tytuł posta ma mi tu zwabić rzesze wielbicieli malarskiej młodopolszczyzny. Kadr pochodzi oczywiście z albumu, ukończonego już w ponad 50 %. Premiera w Łodzi jest coraz bardziej realna, o ile nie dopadnie mnie przykre ciążowe puchnięcie dłoni lub sto innych przykrych, ciążowych dolegliwości, o których pasjami czytam na serwisach dla przyszłych matek, a które na razie mnie nie dotyczą (dolegliwości, nie serwisy, chociaż w sumie mam wrażenie, że te ostatnie tworzone się przez inną rasę ludzi dla innej rasy ludzi). Logicznie jest więc spodziewać się wszystkich niedomagań na raz, w najbliższej przyszłości.
Poza tym chcę was ostrzec przed mini marchewkami, które wyglądają ładnie i młodo i soczyście w swoich torebkach. Otóż przeczytałam w prasie, że to stare warzywa przycięte przez specjalne maszyny w szatańskich fabrykach w jakże apetyczne małe kształty. Żadne z nich nowalijki, żadne "baby carrots". Nie wiem, dokąd zmierza świat, skoro manipuluje się nawet marchwią. Zmowa marchwiowa, zdrada karotenowa.
nie ma to jak zwykła marchew z bazaru :D
OdpowiedzUsuń50 % to już coś!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Łódź!
OdpowiedzUsuń