środa, 16 lutego 2011

Pióro kontra flamaster



W ramach prezentu urodzinowego Wonder podarował mi w tym roku zlecenie na prowadzenie warsztatów komiksowych. Spędziłam pół soboty w Obiekcie Znalezionym z okazji Ogólnopolskiego Dnia Pisania Piórem, wypełniając z uczestnikami wyczyszczone uprzednio dymki komiksowe i popijając herbatę z cytryną, co i tak nie uchroniło mnie przed przeziębieniem.



Ponieważ uczestnicy byli w różnym wieku, przygotowałam dość szeroki wybór komiksów: "Chunky Rice" dla dzieci, dla starszych i dorosłych "Możemy zostać przyjaciółmi", "Mój syn", "Trzy paradoksy", "Mały świat golema" i "Uzbrojony ogród". Byłam naprawdę zdziwiona tym, jak swobodnie nieprzygotowani przecież do tego ludzie posługiwali się językiem komiksu - nie było pytań "Co wpisać?", "Gdzie wpisać?", "Czy to nie dla dzieci?", "Czy to się czyta czy ogląda?". Powstały świetne dialogi, ale nie wiem, czy mogę tu wrzucić zeskanowane plansze ze względu na prawa autorskie, a jako że wybieram się raczej do Izraela niż do więzienia, to na razie nie wrzucam. Absolutnie urzekła mnie też mniej więcej siedmioletnia dziewczynka, która wymyślając własny tekst do przygody "mojego syna" w ZOO powiedziała, że to raczej laleczka niż dziecko i że może ojciec sobie tylko wyobraża, że to jego synek. Szacunek.



Wykonałam należytą pracę popularyzatorską, tłumacząc warsztatowiczom, że liternik to zawód, a nie osoba, która pisze sobie raz ładnie, a raz brzydko, pokazałam, jak można dobierać fonty do stylu komiksu (od bardzo prostego w "Trzech paradoksach", odpowiadającego surowości kreski, przez fonty naśladujące pismo ręczne u Mawila i Thompsona, po ręczne liternictwo w "Golemie"). Zabrałam też oryginalne albumy, które były chętnie i kulturalnie czytane, zachwyt wzbudzał szczególnie "A.L.I.E.N.", którego przyniosłam żeby pokazać, że dymki nie muszą zawierać słów, a przynajmniej zrozumiałych słów (chociaż w tym wypadku radość czytelników powodował kontrast pomiędzy miłym wyglądem kosmitów a ich straszliwymi losami, a nie wymyślony przez Trondheima alfabet). Generalnie, była to jedna z milszych prac w moim życiu i przypuszczam, że te warsztaty były pożyteczniejsze dla mnie niż dla uczestników.



Dziękuję mojej wiernej siostrze za towarzycho, Danielowi za zdjęcia, a Wonderowi za robotę.



Co do mojej ulubionej reklamy, to informuję, że wirus mendowatości rozprzestrzenił się na całą rodzinę.

3 komentarze:

  1. I nie sugerujmy się tym, że na tym zdjęciu wyglądam na totalnie znudzoną - "nie no fajnie" było.
    Co do rodzinki z reklamy - robią postępy, zobacz sama - zrobili zakupy, gdyby nie to, że znów nie wzięli kluczy, może by nawet coś z tego ugotowali.

    OdpowiedzUsuń
  2. super warsztaty! a wyjaśniłaś jeszcze różnicę między fontem a krojem/pismem? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym ją znała, to bym pewnie wyjaśniła :)

    OdpowiedzUsuń