Początek roku, oprócz dziecięcej radości wywołanej byciem w "Sukcesie", lekko mnie przeraził, bo wyliczyłam sobie w głowie wszystko, co chcę osiągnąć w 2011. Było to przepiękne i było tego dość, jak pisał mój ulubiony czeski poeta Nezval. Dlatego natychmiast popadłam w paranoję, z której też prawie natychmiast się wydobyłam, postanawiając pracować dużo, ale się nie zamęczyć i udając się na lodowisko, by potrenować moją siostrę w tym, co robi doskonale, czyli w piruetach. Polecam jazdę na łyżwach, jest remedium na wszelkie smutki, oprócz tych wywołanych bólem stóp.
Jeżeli natomiast sport nie pomaga, pocieszcie się, że inni (tzn. rada osiedla Moczydło) też nie mają łatwo.
Łatwo ma natomiast mój pies Bolesław Świdnicki, bo spędza zimę zawinięty w koc, dojadając wszystkie świąteczno-sylwestrowe frykasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz