Odbyte ostatnio Triduum Dobrej Żony (wstawanie rano, przy czym naprawdę rano, bo o szóstej, robienie kanapek, prasowanie koszuli, obijanie się po domu z papierosem, sprzątanie, gotowanie obiadu, czekanie na przystanku z oszalałym z tęsknoty psem na powrót pana domu) nieco mnie przeraziło - poczułam się jak bohaterka "Godzin" i to bynajmniej nie Virginia Woolf, ale gospodyni z lat 50. w szpiczastym staniku. Nie wiem, jak Daniel wytrzymywał to przez cały rok (szczególnie ten stanik). W ramach dodania sobie nieco animuszu odkopałam mój warsztat kolażowy. Oto owoce:
Wykonanie jest jak zwykle niechlujne, co stanowi mój znak firmowy, pocztówki natomiast czekają na chętnych odbiorców. Druga transza w poniedziałek, zapraszam.
Ostatnia the best - zamawiam :P
OdpowiedzUsuńZaklepane, musisz jeszcze tylko przyjść i poślinić.
OdpowiedzUsuńhajda młodzież na rowery
OdpowiedzUsuńkolażować! raz dwa cztery!
Radzenie sobie z samotnością - uber.
OdpowiedzUsuńnajbardziej mi się podoba ze Stallonem :) super są Twoje kolaże w ogóle <3
OdpowiedzUsuńz Sylwkiem - extra, ostatnio zostałam nawet porównana do Sylvestra więc wielce się cieszę, że jest i u Ciebie :D
OdpowiedzUsuń