W listopadzie (goło w sadzie) dzięki zaproszeniu od Asi Bordowej miałam przyjemność wyjaśnić w kilku słowach jak skonstruowany jest komiks, ku pożytkowi (lub nie) uczestniczek projektu "Warkocze Muranowa". Tydzień potem okazało się, że jestem w ciąży i wszystko oprócz własnego brzucha wyparowało mi z głowy, a tymczasem przedsięwzięcie, organizowane przez UFA(ę) przy wsparciu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę" doczekał się chwalebnego i drukowanego finału.
Powyżej listopad, poniżej dzień dzisiejszy, kiedy to udało mi się dowlec na bułkach drożdżowych, w które zamieniły się moje stopy, na imprezę wieńczącą dzieło. Smutne jest to, że wysiłek ten był straszliwy, a mieszkam trzy ulice dalej. Wesołe jest natomiast to, że teraz wiem, gdzie jest UFA i kiedy już nacieszę się siedzeniem w domu z niemowlęciem (czytaj: kiedy od niechodzenia do pracy dostanę nawrotu depresji), będziemy mogły wybierać się tam obie, Greta i ja, i robić coś pożytecznego, np. zamiatać (ja) i ślinić ścianę (Greta). Lub vice versa.
Wernisażowi komiksów towarzyszyła rozmowa o herstory i miejscu kobiet w historii, bardzo się cieszę, że miałam okazję posłuchać na żywo Sylwii Chutnik, którą najwyraźniej zawsze z kimś myliłam, bo miałam wrażenie, że to osoba dziwna i histeryczna. Tymczasem jestem pod wrażeniem, chciałabym umieć tak ładnie i inteligentnie przekazywać swoje myśli, a przy tym pamiętać o dykcji, a nie nerwowo i z przydechem seplenić o tym, co akurat zostało mi w głowie po intensywnej gonitwie myśli (czyli o niczym). Sylwia wspomniała o bardzo ciekawej akcji Patrycji Dołowy - pamiętacie podwórkową zabawę w skarby/sekrety? Na blogu "Widoczki" zobaczycie nietypową realizację tej dziecięcej rozrywki. Od razu linkuję też inny projekt: grę "Cała w pikselach", gdzie można wcielić się w rozmaite postaci kobiece i trochę nimi posterować.
Powyżej dokumentacja streetartu w wersji przenośnej i ekstremalnie DYI, jestem bardzo wzruszona wywołaniem do tablicy pamięci fontanny z żabkami w Alei Solidarności, a dawniej na Świerczewskiego. Obecnie nie ma po niej śladu (nie licząc odlewów figur żabek w Carrefourze, który stoi na jej miejscu), podobnie jak po całej specyficznej zabudowie tego malutkiego fragmentu Śródmieścia/Woli (kamienne ławki, basen z głową lwa poniżej fontanny, stoły do gry w szachy). Mam do tego nieistniejącego miejsca ogromy sentyment - kiedy przeprowadziliśmy się do Warszawy w 1986, tata obiecał mi, że zobaczymy tajemnicze żaby, które będą zastępstwem za te z ogródka babci, pozostawione w Mińsku Mazowieckim i pierwszego dnia poszliśmy na spacer do tej właśnie fontanny. Zresztą nadal mówi się w mojej rodzinie "To będę szła obok Żabek, wyjdź po mnie". W komiksie Jolanty Smykały i Dzidki Murzynowskiej jest nawet małe zdjęcie z lat 60., na którym widać kamienne płazy. Skarb. Dziękuję!
Last but not least, owoc dziewięciu miesięcy spotkań, czyli "Kobiece historie z Muranowa", 42 strony komiksów oraz wypowiedzi uczestniczek i organizatorek.
To taka szybka relacja, którą chciałam wrzucić na świeżo - zaraz telepię się na fajerwerki z okazji Sobótki. Stołeczna Estrada obiecuje niesłychane cuda pirotechniki i ostatnie tygodnie ciąży nie są wystarczającym pretekstem, by ich nie zobaczyć. Więc gdybym długo nie wracała, to będę na porodówce i trzymajcie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz