niedziela, 9 grudnia 2012

Bella Women In Art Festival

EDIT:  poprzedni post zawiesił mi całego bloga, skasowałam go więc i teraz postaram się odtworzyć.

Wczoraj rzuciłam się w paszczę szaleństwa, a Gretę w ojcowskie ramiona i spędziłam dzień w Toruniu, przybywając tam na zaproszenie Bella Women in Art Festival (strona i fanpage, klik klik). "Dzień" jest może określeniem nieco na wyrost, ponieważ większość czasu zajęła podróż podczas której zadałam rodzicom z tylnego siedzenia tak ważne pytania jak "Co sądzicie o koedukacyjnych toaletach?" (nowa obsesja badawcza) oraz "Czy pamiętacie, kiedy pierwszy raz zostaliście jako dzieci sami w domu?" (to z kolei interesuje Jacka Świdzińskiego - nie pamiętają).

Sam wyjazd był przedziwnym doświadczeniem - pod wpływem nawykowego zagnieżdżenia się w samochodzie taty zaczęłam się czuć jakbym znowu miała 15 lat, a myśl o tym, że w domu mój mąż zajmuje się naszą córką szybko stała się abstrakcyjna. Idąc na stacji benzynowej do toalety żeby odciągnąć mleko czułam się niewłaściwie, coś jakby prezerwatywy wypadły mi z kieszeni na rodzinnym spotkaniu.

To tyle jeżeli chodzi o macierzyńskie uczucia o poranku. 

Samego festiwalu widziałam niewiele, nad czym ubolewam, ale cała impreza trwa do wtorku, program znajdziecie na podlinkowanych powyżej stronach, zachęcam-polecam. Atmosfera przypominała mi pierwsze Bałtyckie Festiwale Komiksowe - pod względem entuzjazmu organizatorów, przeświadczenia, że można zrobić coś ważnego za niewielkie pieniądze i po godzinach oraz dobrze pojętej kameralności, dzięki której szefowa całej imprezy miała czas zabrać mnie na obiad i poopowiadać o Toruniu (ostatnio odwiedzonym w 2005 roku, mieszkałam w domu na środku pola, po którym biegał bażant).

Poniżej kilka zdjęć, które ukradłam z facebooka. Autorką jest Monika Wieczorkowska.


Jacek Seweryn Podgórski zadaje pytanie, ja się mobilizuję, między nami bardzo mała kobieta rozwiesza plakat.


Z zainteresowaniem przeglądam świetny komiks, który wpadł mi w ręce.


Rozdaję autograf, na szczęście brak kolejek umożliwia mi za każdym razem zrobienie szkicu, lineartu i pokolorowanie, więc jestem naprawdę zadowolona z tych, nomen omen, płodów.


Na koniec odpowiedziałam wraz z Sylwią Chutnik na kilka pytań, melancholijnie mocząc pędzel w pudełku po farmaceutykach, wróciłam do samochodu i po pewnym czasie do domu, bo moja pierś nie była w stanie więcej pomieścić (sic!). Greta spała, podobno nigdy nie była tak grzeczna i pogodna. Matka z domu, Chmielewskim lżej.

Bardzo dziękuję organizatorom za zaproszenie i liczę na kolejne edycje, żebym za mniej więcej 10 lat mogła znowu przykotłować (wg terminologii mojej babci) pochwalić się kolejnym komiksem. 

PS. Chcę mieszkać w Warszawie, ale jadać na mieście w Toruniu. Te ceny. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, własnym zapapranym soczewkom. Zestaw siekany kotlet wołowy z boczkiem i serem-masa frytek-miska szpinaku ze śmietaną i czosnkiem - 13.90. Duża latte - 6 zł. Vivat "Widelec"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz